niedziela, 4 listopada 2007

Day 11 - Ranakpur

Nie jest latwo opisywac jedna z wielu miejscowosci na trasie naszej wycieczki. No moze powinienem do tego podejsc powazniej i napisac - podrozy! Tym bardziej, ze Ranakpur nie jest wieksze od Redy, czy tez Rumi. No, ale byc w Radzastanie i nie byc w Ranakpur - to troche tak jakby byc w Sopocie i zapomniec o "Barze Przystan". Trzeba zobaczyc i juz!. Zanim napisze co tam zobaczylismy (to pewnie bedzie swietnie widac na zdjeciach wybranych przez Magdusie), dzien rozpoczelismy od podbodki o 04:45. Czylem sie jakbym wylatywal porannym samolotem z GDN do WAW. i To w dodatku tym o 05:45. Bylo jednak kilka roznic. Spalismy blisko pustyni, podjechala pod nasza Havele riksza, a Rajiv stal juz na posterunku i czekal z klimatyzowanym samochodem. Poniewaz nie jedlismy sniadania (sic! o tej porze!) zdecydowalismy sie na desperacki krok. O godzinie 05:52 zamowilismy herbatke robiona przez lokalnego wlasciciela lokalu. Nie byloby w tym niczego dziwnego, gdyby nie to, ze do akcji wkroczyl Rajiv! Czujny jak zwykle. Niezle przecwiczyl pana. Kazal mu nie tylko wymyc czajnik woda mineralna, ale takze sitko na herbate. Sam umyl nam szklaneczki! No i herbatka smakowala! A co.... Dalej podroz trwala 9 godzin. Mozna bylo niezle sie wyspac. Gdyby nie to ze nasz przewodnik nieco wariowal na drodze. Mielismy okreslony cel. W ciagu tego czasu przejechac ponad 480km, zjesc lunch w Jodhpur, moze jescze cos kupic, miec kilka odpoczynkow ... i dojechac do Ranakpur! Oj warto bylo, warto!
Ta mala wioska znana jest w swiecie z jednej na najpiekniejszych swiatyn dzinijskich (o nich pisalismy juz w przypadku Jaisalmer). Swiatynia ma ponad 2400m kw. I prawie 1,5 tys filarow - zaden nie podobny do innego. kazdy wspaniale ozdobiony! No tak, powie ktos w Polsce sa takie same swiatynie. Jedna jest roznica - ta w Ranakpur jest zbudowana cala z marmuru. Jest na 77 miejscu wsrod 100 najpiekniejszych miejsc na swiecie. W czasach gdy ja budowano, czyli w XIV lub XV wieku nie korzystano w Indiach z rysunkow. Dlatego tez cala swiatynia zostala zbudowana na podstawie malego modelu. Rzezby sa niesamowite. Dokladnosc porazajaca. Piekno nie do opisania (przynajmniej przeze mnie). Tysiace szczegolow, dokladnosc detali, roznorodnosc form. To bylo jedno z niewielu miejsc cudonie zachowanych. Nie tylko dlatego, ze bylo wszedzie czysto, ale takze dlatego, ze kompleks swiatyn (byly tam jesdcze 3 inne) otaczala soczysta zielen. Czulismy, ze jestesmy juz daleko od pustyni! To miejsce bylo takze oaza ciszy i spokoju. No, nie do konca! Do momentu kiedy grupka hindusow dopadla Magde i znow chciala miec zdjecie z nia! Ale czujna straz swiatyni przy pomocy ostrych gwizdkow powstrzymala zapal mlodziezy do zrobienia sobie zdjecia z Magda! Bylo straszno i smieszno... przez chwilke. Do Ranakpur sciagaja pielgrzymki uczniow ze wszystkich powaznych szkol z okolicy. Na taka grupke natknelismy sie przy kolejnej swiatyni. Tym razem zupelnie nie poznalem swojej zony. Nie tylko, ze zagadala do grupy okolo 50 dziewczat - ale w dodatku wymogla na nich pokazanie swoich dloni. I oto efekt na zdjeciu. Wszystkie pieknie wymalowane henna. Pozniej tylko zalowalismy, ze nie poprosilismy o pokazanie stop! Moze jeszcze uda nam sie to gdzies po drodze!!!
Zapamietam Ranakpur takze z innego powodu. Powiedzielismy sobie kiedys z Magdusia, ze jak nam sie guesthouse/hotel nie bedzie podobal - to nie bedziemy sie upadlac, i w ostatecznosci dokonamy zmiany! Tak sie stalo tym razem. Rajiv nie chcial nas straszyc, ale juz wczesniej cos przebakiwal ... ze jakby u nich kupowac ... to oni sugeruja innych hotel ... ze zawsze to on mieszka z turystami gdzies indziej. Krotko mowiac jak zobaczylismy polowe warunki za ktore mielismy zaplacic tyle samo, co za dobru hotel obok. Postanowlismy nagadac wlasicielce guest house, ze cos tam nas boli, i po 2 godzinach w poplochu ucieklismy. A nowy hotel...super jedzenie, pokoj obszerny z klimatyzacja, sniadanie ogrodzie angielskim etc... pelen luksus. Ranakpur zapamietamy takze z tego powodu, ze kupilismy sobie tam prawdziwy dywan z welny wielblada (wiecej) kozy (troche). To bylo jedyne miejsce w Indiach, ze nie chcialem sie w ogole targowac! Cala rodzina ciezko pracowala, nie stac bylo ich nawet na oplacanie pradu - wiec pracowali takze przy lampach olejowych. Rozumiecie.